Pożegnanie. Artur Holka – zapomniany przez 40 lat bohater “Solidarności”

przez Monika Tarka-Kilen

Jego historię znali nieliczni. Bardzo to niesprawiedliwe, bo życiorysów w latach osiemdziesiątych podobnie złamanych jest o wiele więcej” – napisał w “GAzecie Obywatelskiej” Artur Adamski, który przypomina historię Artura Holki, zmarłego pod koniec kwietnia. Był ofiarą systemu totalitarnego, bohaterem “Solidarności”, sparaliżowany przez 40 lat po brutalnym pobiciu przez SB i ZOMO, zapomniany.

Artur Holka umarł 17 kwietnia 2022.

We Wrocławiu umarł Artur Holka – jeden z tragicznych a słabo pamiętanych bohaterów Solidarności, który za walkę o wolną Polskę zapłacił niezwykle wysoką cenę” – napisał premier. “31 sierpnia 1982 roku, kiedy siepacze z ZOMO zatrzymali go za udział w demonstracji, miał 19 lat. Skatowanego komunistyczny sąd skazał na 9 miesięcy więzienia, które okazały się być piekłem

– napisał po jego śmierci szef rządu Mateusz Morawiecki we wpisie w mediach społecznościowych

Zaapelował o pamięć o tych, którym zawdzięczamy wolność. Zauważył, że los ofiar komunistycznego systemu totalitarnego często okazywał się podobny.

Oni pomimo doznania największych krzywd nie doczekali sprawiedliwości.(…) Nie zapominajmy, że za naszą wolność ktoś płacił bardzo wysoką cenę

– napisał Morawiecki

Tragiczną historię Artura Holki przypomina Artur Adamski w “Gazecie Obywatelskiej”. Poniżej przytaczamy fragmenty tego wspomnienia.

40 lat temu był aktywnym młodym Polakiem, marzącym o niepodległości swojej ojczyzny. Kolportował prasę podziemną, brał udział w mszach świętych w patriotycznych intencjach oraz ulicznych demonstracjach. Miał dziewiętnaście lat, gdy spotkanie z siepaczami z ZOMO i SB przekreśliło całą jego przyszłość.

Demonstracja we Wrocławiu 31 sierpnia 1982 mogła mieć przebieg całkowicie pokojowy. Niestety – brutalny atak nastąpił natychmiast, gdy na ulicy pojawiła się większa grupa ludzi. Nie zamierzała jeszcze formować pochodu, do umówionej godziny było jeszcze dużo czasu. ZOMO jednak nie czekało. Najpierw posypały się granaty gazowe, potem ruszyły pędzące z maksymalną prędkością transportery opancerzone, armatki wodne i oddziały zomowców uzbrojone w pałki, tarcze, karabiny. Na bruk padali ciężko pobici i ranni. Wywiązały się zaciekłe starcia uliczne. W ręce zomowców dostawali się coraz liczniejsi uczestnicy brutalnie rozpędzanej demonstracji.

Artur Holka został ciężko pobity już po zatrzymaniu. 31 sierpnia 1982 zomowska twierdza na Kępie Mieszczańskiej stała się katownią zwożonych do niej demonstrantów. Artur Holka wspominał, że kiedy zwijał się powalony na ziemię zadawanym ciosom towarzyszyły krzyki: „Tłucz go w głowę!” .

Artur Holka znalazł się wśród 48 osób, w sprawie których zomowcy postanowili wnieść oskarżenie o czynną napaść, co oznaczało proces przed sądem. Poprzedzało go śledztwo, prowadzone przez Służbę Bezpieczeństwa. Jak opowiadał sam oskarżony – zeznania wymuszane były m.in. pejczem z ołowianymi kulkami. W większym stopniu nie chodziło jednak o wydobycie obciążających siebie samego zeznań, ale o zadanie bólu, zniszczenie zdrowia. Znęcano się nad nim bowiem bez względu na to, czy cokolwiek mówił, czy nie. W sytuacjach takich na świadków oskarżenia powoływano funkcjonariuszy ZOMO. Z ich zeznań wynikało, że „w stronę milicji leciał grad kamieni”. I zawsze, gdy pojawiały się pytania bardziej szczegółowe okazywało się, że rzucających nimi zidentyfikować nie potrafili. Skąd więc oskarżenie akurat pod adresem Artura Holki? Przypuszczać można, że stawiano je tym, którzy w wyniku pobicia przez ZOMO doznali obrażeń najcięższych. Dla oprawców było więc najlepiej, żeby ich ofiary na wolność wyszły jak najpóźniej. Dowleczony do gmachu sądu dziewiętnastolatek miał poważne urazy głowy, organów wewnętrznych i kręgosłupa. Ból sprawiało mu samo poruszanie się czy mówienie.

Skutki dalszego brutalnego traktowania były tragiczne – przede wszystkim paraliż od pasa w dół i niedowład rąk. Warunkowe zwolnienie tylko nieznacznie skróciło pobyt za murami, które Artur Holka opuszczał na noszach. Przed dwudziestoletnim wówczas człowiekiem otwierało się niemal czterdziestolecie cierpienia spędzonego w łóżku lub w wózku inwalidzkim. A także w nędzy, bo przez niemal cały ten czas był on na utrzymaniu swojej matki, dysponującej bardzo skromnymi wynagrodzeniami a potem nader niską emeryturą. Pani Regina okazała się zresztą osobą wręcz świętą, bez reszty oddaną cierpiącemu synowi. Tzw. „przełom” z roku 1989 dla takich, jak Artur Holka i jemu podobni nie oznaczał niczego dobrego. Dla beneficjentów „narodowego pojednania” ludzie tacy byli wyrzutem sumienia, który najlepiej zepchnąć na margines, ukryć, skazać na zapomnienie.
W 1993 roku sprawa skazania Artura Holki znów trafiła do sądu, który uniewinnił go od zarzutów, jakie postawiono mu dziewięć lat wcześniej. Nie wiązało się z tym jednak ani finansowe zadośćuczynienie ani przyznanie środków do życia. Wszystkim, na co mógł liczyć, była renta socjalna, jeszcze kilka lat temu wynosząca ledwie pięćset złotych. Wnioski do rządu o przyznanie renty specjalnej były odrzucane. Przyznana została dopiero wtedy, kiedy premierem został Mateusz Morawiecki.

Artur Holka umarł 17 kwietnia 2022. Pamiętajmy o takich ludziach, bo ofiara, jaką złożyli w walce o wolną Polskę była wielka a najczęściej – jest zapomniana.

Źródło: Artur Adamski „Gazeta Obywatelska”, dzieje.pl, Facebook.

Polecane artykuły

This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish. Akceptuj Czytaj więcej