Porucznik Mieczysław “Mściciel” Wądolny

przez Administrator

W powiecie wadowickim rządziło podziemie niepodległościowe

„W północno – zachodnich rejonach powiatu wadowickiego władza należała właściwie do Mieczysława Wądolnego, noszącego pseudonim organizacyjny – „Mściciel”. Jeszcze w roku 1945 zorganizował on duży, dobrze uzbrojony i zdyscyplinowany niezmiernie, oddział partyzancki na tamtejszym terenie. To oni właściwie, a nie „ludowa” władza komunistyczna, utrzymywali tam dyscyplinę i porządek, w tych niesamowicie trudnych i skomplikowanych czasach” – wspominał żołnierz innego z oddziałów Andrzej Wanicki ps. „Zbyszko”.

U „specjalisty od aniołów” z Batalionów Chłopskich

Ojciec Mieczysława miał zbyt mało ziemi, żeby wyżywić z niej rodzinę. Dlatego też pracował dodatkowo, jako malarz w firmie „Sprzęczek” , zajmującej się odnawianiem kościołów. Stąd właśnie ten śródtytuł. Wądolni mieszkali w Łękawicy niedaleko Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej. Na skraju pięknego Beskidu Makowskiego. Mietek też miał talent do sakralnego malowania. Poszedł więc śladami ojca. Na pobierania nauki, w kwestii tegoż zawodu jeździł do Krakowa. Później został przyjęty do specjalistycznej i świetnej, w tej materii firmy Malczyka z Barwałdu. Przed wojną młody Mietek nie był w wojsku i nie walczył w kampanii obronnej roku 1939. W czasie okupacji pracowali wraz z ojcem, w swym fachu, w mieście pod Wawelem. Obaj zaangażowali się w działania konspiracyjne. Przeprowadzali przez granicę członków podziemia i Żydów. W bliżej nieokreślonym czasie Mieczysław wstąpił do Batalionów Chłopskich. W roku 1944 był już żołnierzem Oddziału Specjalnego Ludowej Straży Bezpieczeństwa pod kryptonimem „Groń”, pod dowództwem Zygmunta Pieczary ps. „Drań”. Prowadzili akcje przeciw Niemcom na miejscu i chodzili także, na wspólne z partyzantami Józefa Kurasia ps. „Ogień” wypady przeciw hitlerowcom i wysługującym się im Słowakom. Wspólnie zaatakowali Maków Podhalański, a także bili się z Niemcami pod: Kalwarią, Stryszowem i Dąbrówką.

Został milicjantem i trafił pod „opiekę” UBP

Po zajęciu Wadowic przez wojska sowieckie Wądolny, podobnie jak inni ludowcy, zgłosił się do pracy w powiatowej komendzie MO. Tam zastępcą był Komendant Powiatowy Batalionów Chłopskich, Władysław Smagło ps. „Oskard”. On to obsadził większość posterunków swoimi ludźmi i ich uzbroił. Komuniści nie mieli na tym terenie żadnego poparcia. Brakowało im ludzi do wszystkiego (podobnie było w naszym ciechanowskim powiecie! – W.N.). Musieli sprowadzać ich m. in. z Rzeszowszczyzny. Kiedy jednak trochę okrzepli przy pomocy UBP i NKWD, zaczęli weryfikować funkcjonariuszy i pozbywać się ludowców z resortu. Mieczysław Wądolny, jako członek Polskiego Stronnictwa Ludowego – Mikołajczykowskiego znalazł się pod szczególną „opieką” bezpieki! Na osobiste polecenie szefa wadowickiego PUBP, na początku września 1945 roku, w jego domu przeprowadzono rewizję. Odkryto tam, całkiem spory arsenał broni. Kilka niemieckich automatów, pepesz oraz kilka tysięcy sztuk amunicji i sporą ilość granatów. Od razu go aresztowano i zamknięto w wadowickim więzieniu. Jednak po pięciu dniach koledzy milicjanci pomogli mu ten areszt „opuścić”.

Mściciel” organizuje swój oddział

Po ucieczce skontaktował się szybko z innymi ukrywającymi się przed „sprawiedliwością” komunistycznego aparatu przemocy. Już we wrześniu staje „Mściciel” na czele sporego oddziału. Należą do niego: koledzy z konspiracji, dezerterzy z „ludowego” wojska i milicji, ludzie zagrożeni aresztowaniami lub powołaniami do LWP. Wśród nich są m. in.: Mieczysław Spuła ps. „Feluś” ze Spytkowic, Bronisław Fryc ps. „Twardy”, który zdezerterował z milicji w Zembrzycach, Kazimierz Kudłacik ps. „Zenit”, Hieronim Wolniak ps. „Samotny”, uciekinier z ubeckiego więzienia w Zabrzu, oraz Franciszek Mamcarczyk, Władysław Kowalczyk, i Stefan Okrąglicki z Łękawicy. Wtedy to por. Wądolny przyjmuje pseudonim „Granit”, a za czas jakiś „Mściciel”. Oddział nosi nazwę „Burza”. Po kilku miesiącach liczy 30 partyzantów. Operują w powiatach: wadowickim, żywieckim i myślenickim. Dowódca zarządza: – Każdy ma mieć mundur i uzbroić się we własnym zakresie. Mianuje podoficerów i wyznacza dowódców drużyn. Żąda i przestrzega całkowitej, wojskowej dyscypliny.

Ma swych oddanych ludzi w bezpiece i milicji!

Mściciel” ma swych, oddanych sprawie informatorów w komunistycznym aparacie przemocy. Są to, jeszcze nie zdekonspirowani żołnierze podziemia. To jest bardzo pomocne w działaniach oddziału niepodległościowego. Znają bowiem plany operacyjne bezpieki. Początkowo oddział „Burza” działa samodzielnie. Jednak w 1946 roku Mieczysław Wądolny podporządkowuje go Armii Polskiej w Kraju (AP w K), dowodzonej przez płk Aleksandra Delmana ps. „Dziadek”, byłego kwatermistrza Inspektoratu Kraków AK. Wykonuje wszystkie rozkazy dowództwa. Robi szeroką dywersję na krakowskiej kolei. W tenże sposób zdobywa środki na utrzymanie oddziału. Formalnie zaś, jego oddział podporządkowany jest „Ogniowi”, zwanemu „Królem Powojennego Podhala”. Dowodzi on największym zgrupowaniem partyzanckim w Małopolsce. Jest bardzo możliwe, że to on osobiście odebrał przysięgę od „Mściciela”?

“Partyjniacy nie chcą się wcale udzielać”

Podobnie, jak w prawie całej prawie Polsce, żołnierze tego oddziału przeprowadzają akcje na posterunki milicji, rozbrajają funkcjonariuszy i niszczą dokumenty komunistyczne. Dezorganizują łączność. Rozprawiają się w taki sposób z posterunkami w: Wieprzu, Makowie Podhalańskim, Zawoi, Mucharzu, Stryszowie, Zembrzycach. Bronią także usilnie miejscową ludność przed nadmiernymi podatkami i kontyngentami obowiązkowymi. Także przed pospolitymi bandytami, rozbójnikami i złodziejami. Przeprowadzają 41 akcji. Doszło do tego (według relacji jednego z ubeków), że PUBP wadowickie ma wpływ niejaki, aby nie powiedzieć żaden na samo miasto i jego najbliższe okolice (sic!). Tutejsza ludność nienawidzi wprost mundurów nowego wojska i milicji. Jeszcze dramatyczniej brzmiał raport sekretarza Komitetu Powiatowego Polskiej Partii Robotniczej, Władysława Pasternaka, skierowany do Komitetu Wojewódzkiego w Krakowie: -„Niniejszym donoszę Wam, że na terenie Wadowic zajmujemy się generalnie, tylko licznymi pogrzebami (sic!). Po ostatniej odprawie wojewódzkiej chować będziemy niebawem, już szóstą ofiarę. Oprócz tego pobicia i rabunki są na porządku dziennym. Nawet ich często nie zgłaszają miejscowi mieszkańcy będący członkami naszej partii. Nie informują, że byli u nich ci bandyci z podziemia. Naród, a zwłaszcza partyjniacy, po wsiach nie chcą się udzielać”. Sam autor tego „donosu” do władz wyższych, został postrzelony na stacji PKP w Wadowicach (sic)!

Bezpieka się wkur..a mocno i przystępuje do ofensywy!

Akcje bezpieki przeciw oddziałom podziemia przez długi czas są nieskuteczne. Próbują okrążyć oddział „Mściciela” pod Kalwarią Zebrzydowską. To jednak partyzanci przygotowują zasadzkę pod Barwałdem. Wpada w nią ciężarówka z funkcjonariuszami MO i UBP. Milicja i bezpieczeństwo nawiewało, aż się kurzyło, choć było ich, ze dwa razy więcej (sic!). Oddział Wądolnego próbuje z marszu zdobyć posterunek MO w Kalwarii. Nie udaje się, bo przychodzi oblężonym na pomoc oddział sowieckiego NKWD. Grupa podziemnych żołnierzy wycofuje się szybko, bo podczas walki zabili kpt tejże ostatniej formacji – Władimira Zabłockiego, doradcę sowieckiego Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Wadowicach. Jednak teraz zdeterminowana i wściekła z upokorzenia bezpieka, zwielokrotnia siły. Tropi oddział nieustannie. Dniem i nocą. Coraz większymi siłami. W dniu 12 grudnia 1946 roku otacza miejscowość zwaną Klęczą Górą. Tam właśnie kwaterował w tym czasie „Mściciel”. Nacierali z trzech stron. Nie udało im się jednak zaskoczyć partyzantów. Okrążeni bronili się dzielnie. Wojsko strzelało pociskami zapalającymi i stodoły zaczęły się palić. Jednak oddziałowi udaje się wycofać bez strat.

Obława sunie za obławą

W dwa dni później nie odpuszczająca bezpieka atakuje kolejny raz. I tym razem fortuna jest przy żołnierzach niepodległościowego podziemia. Znów wycofują się bez strat. Jednak już 19 grudnia, czyli po pięciu następnych dniach przeciwko „Mścicielowi” i jego żołnierzom wyrusza 700 ludzi (sic) z: MO, UBP, KBW i XVIII Pułku Piechoty. Marian Pióro ps. „ Sęp” z oddziału por. Mieczysława Wądolnego wspominał: – „ Zagonieni melinowaliśmy się właśnie pod lasem. Na końcu wsi Ponikiew. Było nas z 80 ludzi. Wtedy to ruszyła na nas obława wielka. Ubecy, wojsko i milicja. Szli od strony Łysej Góry, Czartaka, Świnnej Poręby i Rzyk. Chcieli nas zagarnąć w kocioł. Wojsko przybyło już nocą. Zaatakowali wczesnym świtem. Były bardzo złe warunki atmosferyczne. Prawie biegiem, wygłodzeni, wspinaliśmy się na Gancarz stromym zboczem. Potem na Leskowiec. Zboczem zeszliśmy na szosę prowadzącą z Suchej Beskidzkiej do Żywca. Tu urządziliśmy zasadzkę na powracających z obławy kolumną samochodów, komunistycznych pachołków. Jednak na przełęczy ostrzelali nas z karabinów maszynowych. Podzieliliśmy się na kilka grup i przeskakiwaliśmy na drugą stronę szosy. Ich przewaga była miażdżąca. Było prawdziwe piekło. Cudem nikt nie zginął. Gonili nas do rana, ale udało nam się ujść jeszcze raz pościgowi”.

Nadszedł kres Żołnierzy Niezłomnych a „Mściciel” rozerwał się granatami!

Oddział „Mściciela” cały czas musiał uciekać, przed kolejnymi obławami. Ludzie byli już potwornie umęczeni. U kresu wytrzymałości. W dniu 21 grudnia zginęło czterech partyzantów, podczas starcia z grupą wojsk Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Tak samo komuniści nie odpuścili nawet w Święta Bożego Narodzenia. „Byliśmy na melinie w Jaroszowicach. Podczas uroczystej Wigilii miały być czytane rozkazy. Jednak wojsko przerwało nam tę podniosłą uroczystość. Udało się nam tylko spożyć skromny posiłek i wypić po kieliszku wódki” – wspominał partyzant z oddziału o ps. „Zając”. Jeszcze w styczniu 1947 roku UBP aresztował osobistą łączniczkę „Mściciela”. Pod wpływem tortur zdradziła kryjówkę dowódcy w Łękawicy. Skoro świt 14 stycznia, cała wieś została szczelnie otoczona kilkoma kordonami obławy. „Wądolny” w ostatnim momencie zauważył grupę szturmową. Jakieś 200 metrów przed wsią. Wystrzelił z pistoletu i cofnął się do chałupy po automat. Wyszedł ponownie i pobiegł w stronę lasu. Jednak tam już czekały bezpieczniackie erkaemy. Dostał serię. Był ranny w rękę. Zawrócił jeszcze. W końcu ukrył się w małym zagajniku. Ubecja chciała go koniecznie wziąć żywcem. Otoczyli zagajnik i nawoływali do poddania. Ponawiali to kilka razy. Puszczali serie z erkaemów. Nie było odpowiedzi. Nagle zagajnikiem targnął wybuch granatów. Na miejscu eksplozji znaleziono rozszarpane zwłoki „Mściciela”. Widząc beznadziejność swego położenia i nie chcąc wpaść żywcem w łapska ubeckich bestii podłożył pod siebie wiązkę granatów, jednocześnie wyrywając z nich zawleczki….! Tak to do wieczności odszedł kolejny patriota i wielki żołnierz Naszej Ojczyzny. CHWAŁA JEMU NA WIECZNOŚĆ!

(Opracowanie na podstawie książki Joanny Wieliczka – Szarkowej pt. „Żołnierze Wyklęci/ Niezłomni Bohaterowie”)

Polecane artykuły

This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish. Akceptuj Czytaj więcej